Na klatce
Grochów, Powiśle, Bielany. Stare dzielnice i stare bloki. W mieszkaniach starsi ludzie. Na długich korytarzach bujna, wieloletnia zieleń, której nie dotyczą kartki, że niczego nie wolno trzymać na klatce. Pomiędzy donicami serwetki, obrusy, obrazki. Butelki po wodzie mineralnej jako konewki. Korytarz, który staje się przestrzenią pomiędzy prywatnym a publicznym. Dodatkową rzeczywistością. Namiastką ogrodu.
Architektura bloków z PRL-u daje pole do popisu. Długie klatki zakończone wielkimi oknami, aż się proszą o ustrojenie. Kiedy nic na nich nie stoi są ponure i przygnębiające.Zastanawiam się na ile jest to zjawisko polskie? Wschodnioeuropejskie? Czy w innych krajach można tak „zająć” publiczną przestrzeń? Jednocześnie estetyka tych wspólnych przestrzeni jest bardzo uboga.
Kiedy proszę znajomych, żeby podzielili się swoimi kodami do domofonów, słyszę opowieści: „jedź koniecznie na siódme, tam pani Dorotka ma 30-letnią cytrynę.”, „na dziewiątym pan Stasio ma dżunglę, nie może już chodzić, więc sobie na klatce siedzi.”, „tak tu sobie z sąsiadką raz na jakiś czas coś posadzimy, od razu lepiej się człowiek czuje, jak patrzy na zielone.”
Człowiek się lepiej czuje, jak patrzy na zielone. W betonowym bloku również. Albo przede wszystkim.
Dziesięć prac z tego cyklu zostało zakupionych do zbiorów fotografii współczesnej Muzeum Warszawy.
TUTAJ obejrzysz moją opowieść o tym projekcie.
Część projektu została zaprezentowana w książce „Miejsca codzienności” Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu i Kolektywu Ostrov.



























